piątek, 17 września 2010

lśnienia




Lśnienie S. Kinga i Lśnienie Kubricka. Przy zetknięciu się z pozycją kartkowaną, prócz normalnego u pisarza występowania grozy, czyhającego niebezpieczeństwa prawie w co drugiej linijce, otrzymujemy pewien stereotyp budowania postaci właściwy dla Kinga. Następuje ‘wnikliwa’ analiza przeżyć wewnętrznych, sięganie do przeszłości bohaterów i delikatne naprowadzenie czytelnika(zawoalowana wskazówka pisarza, cóż, dziwnym nie jest), że obłęd, psychoza lub po prostu szaleństwo pojawią się jako następstwo wydarzeń minionych, a hotel, gdzie koncentruje się akcja, do którego wprowadza się rodzina Torrentów jest tylko katalizatorem, który uwalnia złe emocje. Inaczej jest u wielkiego reżysera, bohater jest od początku nietypowy (hi hi). Reżyser świadomie odchodzi od taplania się w charakterystykach, nie dąży do rozjaśnienia widzowi co skąd i dlaczego. Czujemy strach i lęk od pierwszych ujęć kamery. Jeśli zastanawiałeś się co Ciebie przeraża, pewnie gdzieś na szarym końcu prócz oczywistości typu: duchy i inne takie, jest to, co nie zostaje wyjaśnione. Dlaczego? Zazwyczaj, to, co wykracza poza rozumowe poznanie, przyczynę i skutek budzi największy strach, bo nie może zostać zdefiniowane, sklasyfikowane, a zatem i poddane kontroli. I Kubrick bardzo zręcznie korzysta z tej zależności. Przynajmniej dla mnie. Ale, skoro już trochę ogarnęłam kwestie szaleństwa i odmiennego podejścia do niego, i u reżysera i u pisarza, pójdę dalej. King prócz bawienia się w psychoanalityka, ze sporym znawstwem opisuje wnętrza hotelu (tutaj kłania się terminologia Barthesa: pierwsza scena –podpisanie umowy miedzy Torrentem a właścicielem Hotelu - jako miejsce o największej gęstości znaczeniowej, wprowadza w akcję właściwą), snujemy się razem z nim (poprzez owe opisy) po pomieszczeniach, które materializują i potęgują obłęd bohatera, Kubrick robi to samo, ale zamiast słowa wykorzystuje kamerę (no co ty?). Powolne ujęcia pustych pomieszczeń aż krzyczą: nie uciekniesz stąd: odwrócenie klasycznego pojmowania światła jako źródło (obietnice?) nadziei, zapowiedź czegoś dobrego i na pewno nie niebezpiecznego. Standardowo Kubrick odwraca i przewartościowuje ten znany schemat, co jest śmiałym posunięciem. Wchodząc do dobrze oświetlonego pokoju nie czuję zagrożenia i ryzyka, ale wiadomo, mistrz proponuje nowe odczytania zakorzenionych i oczywistych prawd.. Długo by jeszcze pisać o jednym i drugim Lśnieniu, dojdę już do sedna, film broni się o wiele bardziej niż książka.

1 komentarz:

  1. Właśnie tej przemiany Jacka bardzo mi brakuje w filmie, no ale co zrobić z Nicholsonem i jego diabelskim uśmiechem i jeszcze bardziej szatańskimi brwiami. :D Jako, że jest to także jeden z niewielu filmów, których fabułę miałem okazję zgłębić wpierw w wersji papierowej, to moje wyobrażenie o Wendy Torrance było kompletnie inne. Rozumiem jednak, że taki był zamiar Kubricka - odejście jak najdalej od pierwowzoru, przez co cała rodzina Torrance-ów wydaje się mi nieco chora na umyśle, włącznie z małym Dannym.

    OdpowiedzUsuń