piątek, 24 września 2010

antychryst





Spróbuj skopiować obraz Nikifora(hi hi). Istnieje przekonanie, że jego malarstwo jest nieskomplikowane i stosunkowo łatwe, ale po przyjrzeniu się pojedynczemu obrazowi, można zarejestrować jedną prawidłowość, każda, nawet, zdawałoby się, bzdurna linia i „ujęcie” jest przemyślane, świadome i celowe i żaden dzieciak nie mogłby naśladować Nikifora, wbrew panującej opinii o prostocie i naiwności jego twórczości. No dobrze. To miej śmiałość „wzorować się” na pomysłach Larsa von Triera bez zarzutu o plagiat albo przynajmniej o (mniejsze lub większe) naśladownictwo. Idzie opornie, nie? Cóż, fenomen Larsa polega na jego niepowtarzalności, na jednoczesnej komercyjności i niekomercyjności jego kina. Eksperymentuje i potrafi to sprzedać. Zresztą, nigdy nie wypierał się, że lubi komercje i jest nią zafascynowany, tym co ona przynosi, reakcjami i możliwościami. I wciąż grzebie (on) w poszukiwaniu coraz nowszych i szokujących (ta, jeśli po wystawach realistów w Paryżu i Głębokim Gardle może jeszcze coś ‘gorszyć’) koncepcji wyrazu filmowego, świeższych form opowiadania filmu.

Aż nagle w 2009, Lars kręci swoje katharsis. Swoista spowiedź („.. dziecięcia wieku”.. hi hi) ze swojej depresji, taka próba zmierzenia się ze swoimi osobistymi problemami. Nie no, rozumiem, kreacja, zmierzenie się ze swoim jestestwem (słowo-wytrych..), chęć wyjścia na przeciw swoim ukrytym myślom. Ale. Akurat w Antychryście Lars się zagalopował. Sadomasochistyczne obrazki, blady tyłek W. Defoe i biegająca bez odzienia Charlotte Gainsbourg. „Eksplodujący” krwią członek i wycinanie łechtaczki. Okultystyczne wizje wmieszana w etapy przechodzenia żałoby. Dawno nie zmęczyłam się tak na filmie. Jeśli jeszcze początek był ładny i zwiastujący coś odkrywczego, to później było gorzej. Zmaganie się z przyrodą? Nieoczywiste nawiązania do wiedźm? Ciągłe sceny miłości, które nie były przesycone czułością a ja nie czułam mrowienia w kolanach. Duńczyk gdzieś poszedł za daleko, zbyt mocno zaakcentował rzeczy, które się powinno ominąć i mamy typowy przerost formy nad treścią. Zresztą, ja obecnie (pisząc) też w formie nie jestem i większe jebanie filmu przychodzi mi z trudnością, przez dobrą pamięć o Królestwie, chociażby.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz